Przypomina mi się historia z rozpoznawania nowego łowiska. Pojechałem wtedy z dwoma kolegami na zupełnie nieznaną nam wodę. To był koniec listopada, ale temperatura powietrza wahała się w granicach 4–6 stopni. Naszym celem były szczupaki. Tradycyjnie wcześniej sprawdziłem dostępne materiały w Internecie na temat łowiska, na które się wybieraliśmy. To były dwa połączone ze sobą kilkusetmetrową rzeką jeziora. Rzeka wpadała do większego z nich, które było znacznie głębsze i następnie przepływała do mniejszego jeziora (nie przekraczającego 5 m głębokości). Nurt między jeziorami był dość wolny, a sam wlot rzeki do mniejszego jeziora bardzo płytki (do 1,5 m), z płaskim, piaszczystym dnem. Generalnie całe mniejsze jezioro wyglądało podobnie (dno było płaskie).
Większe jezioro już na mapie batymetrycznej kusiło świetnymi miejscówkami. Spady przy wyspach, głębokie dziury, górki podwodne, itp. Po zwodowaniu łodzi na mniejszym jeziorze szybko udaliśmy się na większe. Plan był prosty. Szukamy skupisk białorybu, który o tej porze roku powinien znajdować się już na krawędziach głębokich dołów, na końcach uskoków brzegowych i na głębokich blatach. Wytypowaliśmy na mapie ok. 10 miejsc o takiej właśnie charakterystyce. Resztę miała zrobić echosonda. Kilka godzin zajęło nam przeszukanie tych miejsc. Parę było zupełnie pustych, reszta miała troszkę ciekawych zapisów na ekranie sondy, ale niestety nie mieliśmy ani jednego brania szczupaka. Zniechęceni postanowiliśmy powrócić do samochodu i raczej zapomnieć o tej wodzie.
Ciąg dalszy artykułu autorstwa Jacka Gornego na stronie 10 WŚ 11/2021.
Zachęcamy również do prenumeraty Wędkarskiego Świata – szczegóły tutaj.