Maj to swoisty wędkarski lotek, w którym kumulacja sześciu trafnie dobranych czynników jest gwarantem końcowego sukcesu. Czy jednak zawsze? Jak typować tę szóstkę? Czy jest ona w zasięgu możliwości wszystkich graczy? A może pozostaje tylko niespełnionym marzeniem większości z nas. Spróbujmy więc teraz trafnie wytypować ową szczęśliwą kombinację. Cel: szczupaki w maju. Poniżej przedstawiamy kilka składowych, które przybliżą nas do sukcesu.
Po pierwsze: miejsce
Bez jego odpowiedniego doboru darujmy sobie podejmowanie jakichkolwiek prób. Choć medalowe drapieżniki padają w różnych akwenach, jednak pomińmy płytkie linowo-szczupakowe jeziorka, glinianki, stawy i rzeki. Łowione tam metrowce to ryby przypadkowe ze względu na dużą presję wędkarską i łatwość prowadzenia „racjonalnej” gospodarki rybackiej – z wszelkiego rodzaju magicznie brzmiącymi odłowami kontrolnymi, selekcyjnymi czy sanitarnymi.
Nas będą interesować zbiorniki zaporowe i jeziora z licznymi płytkimi górkami, zatokami i podwodnymi łąkami sąsiadującymi z gwałtownymi spadkami. To bankowe miejsca o tej porze roku. Duże ryby zaraz po tarle zostają tam przez jakiś czas, nim znikną w przepastnych głębinach na resztę sezonu. Takie trudne technicznie dla rybaków łowiska, w których nie można zastosować niewodu, to przez krótki okres swoista szansa na spełnienie wędkarskich marzeń.
Po drugie: skuteczna przynęta na szczupaki w maju
Maj to czas dużych rozmiarów. O ile w lipcowe i sierpniowe upały okazałe ryby trafiają się na miniaturowe przynęty, o tyle teraz nie miejmy zahamowań przed stosowaniem przynęt w rozmiarze XXL. Będą to zarówno:
- woblery – sterowe i bezsterowe;
- duże gumy;
- wielkie wahadłówki;
- mamucie wirówki z wielkimi chwostami.
Ich wielkość, atrakcyjna praca (o czym za chwilę) oraz nowatorska prezentacja w stosunku do innych, częściej stosowanych przynęt, które opatrzyły się już starym, podwodnym wygom, to niewątpliwe zalety.
Wszystkie przynęty są łowne, pod warunkiem że spełnimy trzeci spośród wymaganych czynników, jakim jest prawidłowa technika połowu. O tym w kolejnym akapicie.
Po trzecie: technika połowu
To bodaj najbardziej zależny od nas element. Tutaj albo się wczujemy w charakter pracy naszego wabika, albo będziemy nawijać na kołowrotek kolejne kilometry plecionki, nie dając rybie szans na kontakt z nią. Duże przynęty to powolna, majestatyczna praca. Rippery, woblery i wahadłówki mają naśladować spokojną i pewną siebie, dużą rybę. Ale mogą też poruszać się chaotycznie imitując ranną rybę. To cecha wszystkich przynęt prowadzonych metodą jerkową. Aby nasza przynęta pracowała naturalnie, dobrze będzie, gdy co jakiś czas zatrzymamy ją w miejscu. Jeśli stosujemy woblery, nie będzie to stanowiło problemu, bo wraz z zatrzymaniem nastąpi powolne ich wynurzanie.
W wypadku gum uzbrojonych w mniejsze główki, a takie stosujemy teraz na płytkiej wodzie, uciekam się do sprawdzonego sposobu. Co pewien czas przestaję zwijać plecionkę i unoszę stopniowo szczytówkę wędki do góry. Niewielka masa przynęty w stosunku do jej objętości (duża guma) równoważona jest tym unoszeniem, co pozwala na chwilowe zatrzymanie przynęty w miejscu. Brania ryb następują najczęściej w momencie ponownego poruszenia się przynęty.
Po czwarte: warunki atmosferyczne
Te, niestety, w żadnej mierze nie zależą od nas. Silny wiatr utrudniający łowienie, gwałtowne skoki ciśnienia, intensywne opady – wszystko to może zniweczyć nasze plany i najbardziej dopracowaną taktykę.
Inny niezbędny warunek to…czas
Jeśli znajdziemy się na łowisku o odpowiedniej porze, czyli akurat wtedy, gdy nasza upragniona zdobycz ma chęć coś przekąsić, to do osiągnięcia sukcesu zostaje już tylko ostatni, maleńki kroczek. Prawda jest jednak taka, że aby trafić w ten właściwy czas, należy przebywać nad wodą jak najczęściej. Zgodnie z powiedzeniem, że aby wygrać, trzeba… łowić.
Po piąte: szczęście
Bez niego nie liczmy na końcowy sukces, a to dlatego, że będzie on wiecznie krótszy o centymetr lub dwa od magicznej setki. Lub też trafi się koledze, który na żyłce 0,16 i okoniowym zestawie bez stalki wymęczy metrówkę na naszych oczach.
Trzy lata temu mój znajomy połamał w trakcie wędkowania plastikowy ster w swoim woblerze. Mimo że zdarzenie to było następstwem wadliwego kołowrotka, w którym kabłąk zamknął się podczas wyrzutu, a wobler uderzył o burtę łodzi, jednak stwierdzenie było jedno – pech. W miejsce plastikowego kolega wkleił w domu metalowy, ruchomy ster i zabrał swoje dzieło nad wodę w celu przetestowania. W jednym z pierwszych rzutów, podczas których sprawdzał on optymalny kąt ustawienia nowego steru, nastąpiło potężne branie, po czym olbrzymi, ponadmetrowy szczupak wykonał piękną świecę.
Wzloty i upadki
Totalne zaskoczenie i wielka radość łowcy ustąpiły przerażeniu, gdy właściciel szczęśliwego woblera przypomniał sobie pewną rzecz. Mianowicie że w trakcie dokonywania domowych przeróbek zdjął obie kotwice! To, co się działo potem, było swoistą huśtawką nastrojów. Od całkowitego zwątpienia, poprzez chwile wielkiej nadziei, gdy okazało się, że wobler zniknął z oczu, klinując się w poprzek wielkiej paszczy. Trzy pierwsze nerwowe próby podebrania medalowej ryby nie udały się, lecz widoczne oznaki jej zmęczenia, pozwalały mieć nadzieję. Ta prysnęła jednak jak bańka mydlana, gdy podczas kolejnej szczupak – będący już przy burcie łodzi – otworzył pysk, a wobler wyskoczył z wody na napiętej plecionce jak z katapulty. Jeszcze przez chwilę obie strony patrzyły sobie w oczy, nie mogąc uwierzyć w to swoiste szczęście jednej z nich.
Szczupaki w maju – Słowem podsumowania
Każdy z nas ma na swoim koncie większe lub mniejsze doświadczenia oraz sukcesy i porażki. Ich analiza to klucz do dalszych osiągnięć. Pominięcie któregoś elementu z wymienionej kombinacji radykalnie zmniejsza, a w określonych warunkach całkowicie niweczy naszą szansę. Bądźmy jednak szczerzy i dodajmy, że ich spełnienie także nie oznacza sukcesu. Dokładnie tak jak skreślenie sześciu liczb w totolotku nie gwarantuje wygranej wszystkim tym, którzy tego próbują. No cóż, ta magia działa jednak na wyobraźnię wielu. Wszyscy, którzy choć raz trafili swoją szóstkę, długo jeszcze będą pamiętać swoistą kombinację, która uczyniła ich najszczęśliwszymi z grona wielu graczy. Nie czekaj… a szczupaki w maju? Miejcie się na baczności.
Zbigniew Biernacki
1 komentarz
Dziś bardziej z ciekawości niż chęci puściłem złowionego konika na żywca,nie trwało piętnaście minut gdy ponad pół metrowy szczupaczek zakończył polowanie w mojej siatce. Godzinę później drugi wyskoczył za rosuwką i podzielił los poprzednika. Gumki,woblery czy wszelkie obrotówki różnych rozmiarów nie były skuteczne,owszem wykazywały zainteresowanie,lecz to było raczej z ciekawości niż chęci ataku,skuteczne okazały się żywczyk i rosówka,wszystko zależy od miejscówki