Pewnie zdziwi Was to, co napiszę, ale dla mnie nocna zasiadka zaczyna się na kilka godzin przed zmrokiem. Tak, tak! Zamierzając łowić w nocy, nad wodą melduję się jak mogę najwcześniej, by mieć zanęcone łowisko najpóźniej do godziny 16.00, a lata doświadczeń pozwalają mi twierdzić, że jest to słuszna koncepcja.
Nie ma dla mnie piękniejszych zasiadek niż te letnie, co najmniej dobowe, z nocą spędzaną pod rozgwieżdżonym niebem (o ile tylko pozwala na to aura). Kiedy mam przed sobą perspektywę kilkudziesięciu godzin łowienia moje wędkarskie tętno cudownie się wyrównuje i zaczyna bić zgodnie z rytmem otaczającej mnie natury. Nie muszę się spieszyć, nic udowadniać – to już wiele w moim zabieganym życiu.
TAKTYKA WYBORU MIEJSCÓWKI
Historie z karpiowymi braniami, które następowały w 10 min. po zarzuceniu lub wstawieniu zestawów zdarzały się również mi, jednak nigdy nie wiązałem ich z moją umiejętnością trafienia w miejsce przebywania i gusta ryb, a raczej z miłym przypadkiem, którego stałem się beneficjentem. W ogromnej większości sytuacji, karpiowe nocne zasiadki wymagają od wędkarza nie tylko właściwego wytypowania miejsca przebywania ryb, ale również dłuższego okresu nęcenia.
Ciąg dalszy artykułu Pawła Smyka na stronie 36 WŚ 07/2020.
Zachęcamy również do prenumeraty Wędkarskiego Świata – szczegóły tutaj.