Styczeń to miesiąc leniwych ryb. Wszystkie procesy życiowe pod wodą sprowadzają się teraz do przetrwania tego trudnego okresu, jak najmniejszym kosztem energii. Przed miesiącem podałem Wam kilka sposobów na prowokowanie leniwych dorszy. Może się jednak okazać, że także i te zabiegi zawiodą. Jedynym sposobem będzie wówczas sięgnięcie po przynęty naturalne.
Naturalne znaczy najlepsze
Stosowanie tych przynęt jest przysłowiową ostatnią deską ratunku. Zdecydowanie najlepsze wyniki daje użycie ryb, będących naturalnym pokarmem dorszy, czyli śledzi i szprota. Część wędkarzy zaopatruje się w nie bezpośrednio u rybaków. Są też tacy, którzy poławiają śledzie sami, na wiosnę z główek portowych, a następnie mrożą je, na tę właśnie okazję. W przypadku szprota, jego wielkość jest idealna do zastosowania w całości. Przynętę nadziewamy przez głowę a następnie umiejętnie przewlekamy przez haczyk jeszcze dwukrotnie, tworząc charakterystyczną ,,eskę”. Takie zbrojenie zapobiega spadaniu szprota z haczyka. Trochę więcej problemów technicznych będziemy mieli z uzbrojeniem naszego zestawu w śledzia. Z racji jego większych rozmiarów, musimy zastosować filety, które zbroimy podobnie do szprota. Musimy jednak pamiętać, że konsystencja rozmrożonej ryby jest delikatna. Dlatego część wędkarzy, zabezpiecza filet poprzez zastosowanie specjalnych gumek, takich jakie stosują koledzy, łowiący z plaży. Można też założyć gumki zwane potocznie recepturkami w dowolnej ilości, mocując nimi filecik do trzonka haczyka. Można też owinąć filet zwykłą nitką. Ciekawą i skuteczną metodą jest wkładanie fileta do zwykłej siatki, takiej, w którą pakuje się ziemniaki w sklepie. Odpowiednio przygotowane w domu, bardzo dobrze sprawdzają się na łowisku.
Ciąg dalszy artykułu na stronie 67 WŚ 01/2020.
Zachęcamy również do prenumeraty Wędkarskiego Świata – szczegóły tutaj.
Zobacz też: