San – moja szczodra rzeka
Oddanie do użytku w 1968 r. zapory w Solinie w ogromnym stopniu wpłynęło na San, który w okolicach Leska i Zagórza z krainy brzany zmienił się w górską rzekę. Zrzuty wody z zapory sprawiają, że latem w Sanie woda jest zimna i dobrze natleniona, a zimą stosunkowo ciepła, co powoduje, że rzeka praktycznie od Zwierzynia do Zagórza nie zamarza. Są to idealne warunki dla ryb łososiowatych i lipieni, które zostały introdukowane w połowie lat 70. ubiegłego wieku. Ryby w tak świetnym dla siebie środowisku przystąpiły do naturalnego tarła. Głowacice najpierw pojawiły się w Hoczewce – dopływie Sanu. Był to narybek przywieziony przez prof. Andrzeja Witkowskiego oraz Mieczysława Kowalewskiego z ośrodka w Łopusznej. Podczas V Mistrzostw Świata w Wędkarstwie Muchowym w 1985 r. nieznana ryba pozbawiła zawodników much, rwąc cienkie przypony. Były to wyrośnięte głowacice, które spłynęły do Sanu z Hoczewki. Pierwsze osobniki były łowione głównie na spinning. Prekursorem łowienia głowacic…
Dwie metody, dwie głowacice
Dzień przed naszą wyprawą nasz kolega z Bieszczadów zamieścił informację, że złowił rybę. Czy to wpłynęło na naszą decyzję, tego nie wiem, ale postanowiliśmy z Krzyśkiem tam pojechać. W czasie drogi rozmawialiśmy o głowacicach, pracy i tak nie wiedząc kiedy, dojechaliśmy do Leska do kolegi strażnika po całoroczne licencje. Chwila rozmowy z Pawłem, co, gdzie, jak, kiedy itd., po czym wsiedliśmy do auta i udaliśmy się poniżej na odcinek tzw. mięsny. Tak jest tu nazywany i sama nazwa mówi wszystko. Wędkarze biją tu wszystko, co złowią. Cieszy nas brak śladów kół samochodowych. Już nad brzegiem sprawdzamy, czy nie ma także śladów niedźwiedzia, który w zeszłym roku pojawiał się w okolicy, gdzie łowiliśmy, i trochę napędził nam strachu. Tym razem jest okej, nie ma misia. Niemniej jednak widzimy ślady człowieka, czyli puszki po piwie i inne śmieci, które sprzątamy po kolegach wędkarzach. Następnie ja biorę się za zbieranie chrustu na ognisko,…
Ryby z probówki
Zarybienia wywołują wielkie emocje. Część wędkarzy żąda jak najczęstszego zarybiania atrakcyjnymi z naszego punktu widzenia gatunkami, bo uważa, że jest to najszybsza droga do zasobnych łowisk. Ja nie jestem ichtiologiem, ale jako wędkarz z wieloletnim stażem jestem zdania, że zarybienia to zło konieczne. Używam określenia „zło konieczne”, bo wiele naszych wód jest poddanych olbrzymiej presji węd- karskiej i rybackiej, a poza tym – co najgorsze – nie ma należytej ochrony tarlisk, więc bez zarybień nasze wody stałyby się bezrybną pustynią. W moim przekonaniu powinniśmy ze wszystkich sił dążyć do tego, by ryby w naszych wodach nie pochodziły ze sztucznego tarła, będąc poniekąd rybami z probówki, lecz w 100% były efektem naturalnego rozrodu. Każdy ichtiolog, z którym rozmawiałem na ten temat, przyznaje mi rację, ale… To „ale” to my i wszystko to, co zwiemy cywilizacją, która w nieodwracalny (chyba?) sposób zmieniła porządek naturalnego świata, jak również operaty rybackie, które bardzo często…