Zeszłej jesieni dużo czasu poświeciłem na łowienie na method feeder. Brały karpie, karasie i leszcze. Co ciekawe, nawet w grudniu, gdy nie było zbyt ciepło, udawało mi się złowić kilka karpi dziennie. Jednak trzeba było trochę inaczej niż latem podejść do łowienia. (…)
Sięgam wtedy po 11-calowy feeder z koszyczkiem do „metody”. W ciepłych miesiącach używam koszyczków średniej wielkości. Zeszłej jesieni wpadł mi w ręce minipodajnik Cresta. Od razu mi się spodobał. Uznałem, że jeśli karpie w zimnej wodzie prawie nic nie jedzą, to nie mogę podawać zbyt dużej porcji mikropelletu. A malutki koszyczek może przetransportować w łowisko tylko trochę więcej niż naparstek przynęt. Taka ilość wydawała mi się odpowiednia. Sprawdziłem to na moim ulubionym łowisku i nie pomyliłem się. Łowiłem karpie od pierwszego zarzucenia bez wstępnego nęcenia.
Wybierając minipodajnik, trzeba wziąć pod uwagę jego dociążenie. Powinno być ono znacznie większe niż w normalnym koszyku. Chodzi o to, aby łączna masa podajnika i mikropelletu była mniej więcej jednakowa. Gdy wybierzemy za lekki koszyczek, trudno będzie precyzyjnie zarzucać zestaw i być może słabo będzie się on „trzymał” dna. Ja stosuję minipodajnik 50-gramowy.
Podobnie postępuję z przynętą założoną na włos. Latem i wczesną jesienią karpie chętnie brały na przynęty od 8 do nawet 12 mm, ale późną jesienią taka przynęta była przez nie ignorowana. Pomyślałem, że skoro ryby mało jedzą i w koszyku podaję niewiele, to także wielkość przynęty ma bardzo duże znaczenie. Regularnie zacząłem łowić dopiero wtedy, gdy odchudziłem przynętę. Wykorzystałem…”
Nieprzypadkowe łowienie karpi w listopadzie, a nawet w grudniu jest możliwe. Opisałem swój sposób – „Method feeder na późną jesień”. Artykuł znajdziecie w „Wędkarskim Świecie” 11/2016 na stronie 14.