Lato w pełni. Większość z nas już dawno zapomniała o majowych wyprawach za rzecznymi boleniami. W tym roku powódź pozmieniała plany wielu wędkarzom rzecznym i chociaż nasze ukochane rapy były chimeryczne, ryby wyjeżdżały i to dosyć regularnie. Zupełnie inaczej wygląda to na zaporówkach.
Bolenie wiosną są daleko od brzegów. Żerują gdzieś w toni i ciężko je namierzyć. Lepiej nie tracić sił i zająć się w tym czasie łowieniem szczupaków lub okoni. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i poczekać na cieplejsze i pełne słońca dni sierpnia. Żeby skutecznie i powtarzalnie łowić zaporowe bolenie, trzeba nauczyć się zwyczajów tych pięknych i walecznych ryb. Niezbędnym do tego będzie uważne obserwowanie wody. Jest kilka czynników, na które warto zwrócić uwagę, zanim założymy na koniec zestawu boleniowy wobler. Po pierwsze: temperatura wody. Musi być na tyle ciepło, aby drobnica pojawiła się pod powierzchnią wody. Wówczas rapy widać i słychać z daleka, pokazują się w całej okazałości. Od 22 stopni możemy już poważnie myśleć o boleniowych wyprawach. Po drugie: rodzaj pożywienia. Na początku lata wiosenny wylęg podpływa do powierzchni, tworząc wielkie ławice boleniowego pokarmu. To ciężki okres dla spinningisty, ponieważ bolenie ignorują praktycznie wszystkie większe przynęty i pochłaniają narybek niczym wieloryby kryl. W tym czasie nastawiam się na te ryby, które żerują z samego rana na płociach i wzdręgach oczkujących blisko brzegu.
Ciąg dalszy artykułu autorstwa Mateusza Krzyka na stronie 50 WŚ 8/2019.