Co roku to samo… 1 czerwca i zaczyna się zabawa w kotka i myszkę z mętnookimi zbójami. Mógłbym rzec: monotonia, ale… nie umiem. Rokrocznie czekam na Dzień Dziecka z wielkim utęsknieniem, mimo że status dziecka raczej już mnie nie dotyczy.
Co sprawia, że nie umiem oprzeć się magii sandaczowania? Powodów jest bardzo wiele, ale je- den, najważniejszy to… nieprzewidywalność tej ryby. W mojej ocenie nie ma cudownych miejsc, idealnych przynęt, perfekcyjnej techniki, są tylko lepiej lub gorzej dopasowane elementy, które czasem zagrają, jak trzeba.
TAKTYKA
Najważniejsze, aby ciągle szukać czegoś nowego i nie stać się monotematycznym. Sandacze tego nie lubią. Rozpoczynając sandaczowy sezon, staram się działać zupełnie inaczej niż większość wędkarzy. Omijam „pigalaki”, łowię w porach dnia, w których na wodzie robi się luźno, wybierane przeze mnie techniki prowadzenia wabików i ich zbrojenie odbiegają od tych dominujących wśród kolegów po kiju. Po prostu działam inaczej niż inni, a za cel stawiam sobie gruuubego zeda.
Ciąg dalszy artykułu autorstwa Łukasza Adamiaka na stronie 14 WŚ 06/2022.
Zachęcamy również do prenumeraty Wędkarskiego Świata – szczegóły tutaj.