Artykuł nie będzie o kopaniu piłki z kleniami, jak mógłby sugerować tytuł. Kwiecień to specyficzny okres, który można podzielić na dwie różne, odmienne połowy. Niczym mecz piłki nożnej. Nierzadko na początku miesiąca zastaję nad wodą końcówkę zimy, by kilkanaście dni później chłonąć ciepłe promienie wiosennego słońca.
WIOSNA NA MAŁYCH BOISKACH
Na pierwsze wypady w sezonie, poświęcone kleniom, wybieram raczej niewielkie, nizinne rzeki lub górne odcinki tych „średnich”. Tutaj przyroda budzi się do życia w pierwszej kolejności. Mniejsze cieki nagrzewają się szybciej, a ryby z każdym dniem stają się coraz bardziej pobudzone. Na łowienie w największych rzekach poczekam jeszcze miesiąc, ale na nudę narzekał nie będę. Ich dopływy już teraz tętnią pełnią życia.
PIERWSZY GWIZDEK
Mimo iż klenie z powodzeniem łowię już w marcu, przy okazji polowania na jazie, jednak dopiero na początku kwietnia gra z „kluskami” rozkręca się na dobre. Z niecierpliwością wyczekuję pierwszego w roku kilkudniowego okresu stabilnej, cieplejszej pogody.
Ciąg dalszy artykułu Kamila Grzelaka na stronie 48 WŚ 04/2020.
Zachęcamy również do prenumeraty Wędkarskiego Świata – szczegóły tutaj.