Pierwszy stycznia – święto wszystkich prawdziwych łowców salmonidów. Nieważne, z jakiego regionu Polski, wszystkim nam od dłuższego czasu chodzi jedno po głowie: poczuć na kiju pulsujące szarpnięcia dużej i silnej ryby.
Wzeszłym roku na łamach „Wędkarskiego Świata” na wspaniałą podróż pozagranicznych łowiskach trociowo-łososiowych zabrał nas Maciek Drosd. Tym razem wraz z innym Maćkiem, mieszkającym w Toruniu, chcielibyśmy Was zaprosić nad Drwęcę.
Maciej Gałgański: Poznaliśmy się dobrych kilka lat temu na zlocie „I Love DH” w Nowej Wsi nad Drwęcą i pamiętam, że od zawsze Ty oraz grupa miejscowych (Maciek Drosd, Robert Karlewski) zawsze z wielką pasją i chęcią dzieliliście się swoją wiedzą na temat meandrów Drwęcy.
Maciej Kłysik: Tak i może wynika to z wiedzy o tym, jak wędkarstwo wygląda w innych krajach. Tam nie ma „tajne przez poufne”, jest zupełnie inna kultura. Prawie każde łowisko ma swój przewodnik dostępny w sklepie wędkarskim bądź na stacji benzynowej. Każda miejscówka, pool, ma dokładnie rozrysowane stanowiska, gdzie spodziewać się można troci, a gdzie łososia, gdzie się ustawić itp. Ktoś powie, że to psuje całą przyjemność odkrywania rzeki, ja natomiast uważam, że jesteśmy w większości coraz bardziej zapracowani i mało który wędkarz ma do dyspozycji dość czasu, zwłaszcza jak jedzie na przysłowiowy drugi koniec Polski, by od podstaw „wgryzać” się w nowe łowisko. Co do Drwęcy, to na rozpoczęciu sezonu jest prawie wyłącznie keltowa. Bywały lata, że była wręcz nr. 1 w kraju, jeśli chodzi o liczbę łowionych ryb potarłowych w styczniu. Niezłe wyniki bywają też na innych dopływach dolnej Wisły: Wdzie poniżej Świecia oraz Wierzycy, lecz tu dużo zależy od jesiennej działalności pseudowędkarzy.
Ciąg dalszy wywiadu na stronie 26 WŚ 01/2021.
Zachęcamy również do prenumeraty Wędkarskiego Świata – szczegóły tutaj.