Top Water to jest TOP!
Kiedyś łowienie na przynęty powierzchniowe kojarzyło mi się jedynie z pstrągami i lipieniami, które zbierały w strumykach imitacje jętek lub chrustów. W nizinnych wodach, w szczególności w tych stojących, nie mogłem odnaleźć gatunków, które regularnie mógłbym łowić na te przynęty. Do czasu… Łowienie przynętami powierzchniowymi wbija sporego gwoździa w wędkarską logikę. Przełamuje wszelkie utarte schematy, dotyczące tych wabików i ich prowadzenia. Jadąc na okonie lub bolenie, nie wyobrażam sobie, żeby ich nie mieć ze sobą, ponieważ skuteczność tych przynęt niejednokrotnie mnie już zaskoczyła. Łowienie popperami, Walk Dogami lub crawlerami prócz swojej efektywności przynosi dużo frajdy i zabawy, to jest po prostu… miłość od pierwszego łowienia. Ciąg dalszy artykułu autorstwa Huberta Sałka na stronie 30 WŚ 09/2021. Zachęcamy również do prenumeraty Wędkarskiego Świata – szczegóły tutaj.
Sumowe warciane ostatki
Schyłek kalendarzowego lata i początek jesieni to czas, w którym liczę na spotkanie z naprawdę okazowym przedstawicielem gatunku Silurus glanis. Mimo tego, iż latem udaje mi się z reguły spełnić sumowe marzenia, to wrzesień jest tym miesiącem, na który cze- kam jakoś szczególnie. Powody są dwa. Po pierwsze, znaczna część sumiarzy rezygnuje już w tym czasie z polowania na wąsacze. Po drugie, właśnie wtedy mogę liczyć na spotkanie z naprawdę dużą rybą. MIEJSCÓWKI Rozmiar łowionych ryb ma według mnie bezpośredni związek z miejscami, w jakich ryby występują. Latem były to raczej miejsca płytsze, z większym uciągiem, gdzie woda była dobrze natleniona i gdzie sumy liczyć mogły na stałą obecność białorybu. Spadająca temperatura otoczenia, a co za tym idzie, również wody, sprawia, iż ryby spokojnego żeru zmieniają swoje stanowiska i ustawiają się w głębszych miejscach, a za nimi podążają sumy. Licząc na spotkanie z okazową rybą, szukam miejsc z „grubą wodą”,…
Trociowa woblerioza
Koledzy, z którymi jeżdżę od lat na trocie, żartują sobie, że ze swoimi woblerami jestem „po imieniu”, a za niektórymi bez wahania wskoczyłbym do lodowatej wody, by uratować je z zaczepu. J est w tym dużo prawdy. Moja fascynacja woblerami zaczęła się w momencie, gdy rozpocząłem przygodę z trociami, a więc ponad 30 lat temu. W tamtych czasach nie było zbyt wielu powszechnie dziś dostępnych przynęt na trocie, problem był zwłaszcza z wobkami. Jako pierwsze pojawiły się przynęty Gębskiego, tzw. Gębale. Można było je dostać w nie- których sklepach „spod lady”. Nieco później na rynek weszły Balskory, które miały podobną baryłkowatą budowę jak Gębale i równie agresywną pracę. Większość modeli obydwu producentów była pływająca. Żeby nieco głębiej zejść, zaczepialiśmy na pierwszej kotwiczce obciążenie (śrucinę) albo owijaliśmy ją taśmą ołowianą. Modele tonące czy intermedialne nie były powszechnie dostępne. Wędkarze musieli radzić sobie sami i w ten sposób rozwinęło się rękodzielnictwo. Miałem…